poniedziałek, 15 czerwca 2015

Rozdział pierwszy.

I znów poranek. Ciekawe co dobrego przyniesie mi nowy dzień? Zapewne nic, bo los nie darzy mnie zbyt hojnie. Westchnęłam ciężko, wlokąc się niechętnie z łóżka. Przetarłam zaspane jeszcze oczy i podążyłam w kierunku łazienki.
Dziś czekał mnie naprawdę ciężki dzień, więc starałam się pozostać w jak najlepszym humorze, aczkolwiek znając mnie i moje możliwości (lub raczej możliwości mojego brata), zawsze wszystko może się zmienić.
W ekspresowym tempie wykonałam poranną toaletę i zrobiłam delikatny makijaż, włosy uprzednio wiążąc w niechlujnego koka. Wyjrzałam przez okno i raz jeszcze westchnęłam zrezygnowana. Czego tu się spodziewać po Wielkiej Brytanii? Ciemne, ciężkie chmury, przykrywające całe, zazwyczaj, błękitne niebo i lekka mżawka. "Lepiej być nie mogło" - pomyślałam i podeszłam do szafy.
Bez zastanowienia wyjęłam z niej czarne jeansy, a do tego ukochaną, również czarną koszulkę w różowe flamingi, a do tego ciepły sweterek, także w tym samym kolorze.


Dzień bez kłótni dniem straconym, jak to się mówi. Jeszcze tego mi brakowało. Mojego przygłupiego brata w samochodzie, którego czasami (na całe szczęście naprawdę rzadko) muszę odwozić do szkoły. Właśnie w tym momencie po raz kolejny zmienił moją ulubioną stację muzyczną na jakąś inną. Zabiję gnojka.
- Albo się uspokoisz, albo za chwilę wysiądziesz i będziesz szedł pieszo - warknęłam niezadowolona, cały czas kontrolując wzrokiem sytuację na drodze. Ze swojej lewej strony usłyszałam tylko cichy śmiech, a stacja znowu została zmieniona. O dziwo - na tą "moją".
- Wyluzuj, Sky. Za bardzo się wszystkim spinasz - stwierdził zwyczajnie mój młodszy brat. Dla sprostowania - ma na imię Emmet i niedawno skończył czternaście lat. Boże, dlaczego rodzice po pięciu latach przerwy nagle chcieli drugiego dziecka? To kara.
Po naprawdę ciężkiej i w dodatku dłużącej się drodze, wysadziłam wrednego gnojka pod szkołą, a sama niedługo później parkowałam już pod swoją.
Wysiadłam ze swojego Audi A3 i skierowałam się w stronę uczelni. Od razu przywitała mnie tam moja najlepsza przyjaciółka, Eleanor Calder. Uścisnęłam ją, rozglądając się w międzyczasie dookoła, w poszukiwaniu pani od wolontariatu, jednak nigdzie jej nie zauważyłam.
- Jest u siebie w gabinecie - wyprzedziła mnie ciemnowłosa, na co tylko się uśmiechnęłam i pognałam w stronę owego miejsca.
Wpadłam do środka bez pukania. Około pięćdziesięcioletnia kobieta uśmiechnęła się na mój widok. Od razu wiedziałam, co ma na myśli. Chyba nam się udało.
Usiadłam na krzesełku obok niej, zerkając w ekran monitora. Otworzona była skrzynka mejlowa. Mój wzrok od razu przykuła wiadomość. Właśnie ta wiadomość. Z każdym kolejnym słowem otwierałam szerzej oczy nie mogąc uwierzyć. Udało mi się. Mój pomysł wypalił. O, boże.
- Dzisiaj to odebrałam. Gratulacje, Skylynn. Wiedziałam, że ci się uda - pochwaliła mnie pani Sharewood. Uśmiechnęłam się szerzej.
Dla wyjaśnienia. Jako wolontariat organizujemy mecz charytatywny dla pewnego chłopca z podstawówki, który niedawno dowiedział się, że jest w zaawansowanym stadium białaczki. Przedwczoraj wpadłam na pomysł zaproszenia na niego Louisa Tomlinsona. Tak, właśnie tego Louisa. Z racji tego, że kiedyś sam chodził do tej szkoły. miałam nadzieję, że nie odmówi takiej okazji. I tak się właśnie stało. On się naprawdę zgodził.Naprawdę modest odpowiedział na moją wiadomość. Jestem taka szczęśliwa. Dzięki niemu zbierzemy tak dużo pieniędzy i pomożemy małemu Michaelowi!
Po wyjściu od pani Sharewood, od razu poleciałam do El, która również należała do wolontariatu. Ta niestety niespecjalnie ucieszyła się na tą wiadomość. Brunetka kiedyś była z Tomlinsonem, ale kiedy ten stał się sławny, ich związek zaczął się sypać. Nigdy w niego zbytnio nie ingerowałam, więc nie wiem, co się dokładnie między nimi stało, ale to teraz nieistotne. Najważniejszy jest mecz.
- Wszystko musi wyglądać idealnie - wyjęczałam przy obiedzie, opowiadając mamie o dzisiejszym dniu w szkole i przygotowaniach do meczu. 
- Kochanie, na pewno tak będzie. Znając twoje możliwości, dasz z siebie sto dziesięć procent i dopniesz swego - uśmiechnęła się do mnie rodzicielka. Może coś w tym było. Zawsze należałam do zawziętych i pracowitych osób. Nie potrafiłam się łatwo poddać. W sumie nadal nie potrafię. - Zadzwonię do Johannah. Ciekawe czy już wie - z rozmyślań wyrwał mnie głos mamy. Kiwnęłam jedynie głową, dalej grzebiąc widelcem w talerzu. 


Resztę dnia spędziłam na projektowaniu biletów i plakatów na całe to nasze przedsięwzięcie. Chcieliśmy przecież jak najwięcej widzów, a byle jakimi tekstami ich nie zachęcimy. 
Podczas przeszukiwania internetu w celu znalezienia jakiś "sportowych" zdjęć Louisa, moją uwagę przykuł pewien link. Bez zastanowienia kliknęłam na odnośnik, a po chwili moim oczom ukazała się jakaś strona plotkarska. Roiło się na niej od nagłówków typu "One Direction niedługo kończy trasę, fani są nienasyceni koncertami boysbandu", "Harry Styles i (...) - czyżby szykował się nowy romans?", "Jak trzyma się Louis Tomlinson po zerwaniu? Zobaczcie zdjęcia!". Pokręciłam jedynie głową. Współczuję im, naprawdę. Od kiedy stali się sławni, nie mają prawa do życia prywatnego. Wszystko co robią jest stale nagrywane, uwieczniane na zdjęciach, bądź po prostu obserwowane. To chore. Jeśli miałabym być na ich miejscu to zapewne moje nerwy by nie wytrzymały. Co jak co, ale nie chciałabym być stale śledzona i nagabywana na każdym kroku. 

* * *

Cześć! Wiem, że bardzo krótko i nudno, ale jakieś wprowadzenie musi być, prawda? Obiecuję, że niedługo się rozkręcić, tylko muszę wiedzieć, czy pisać :) Z góry przepraszam za błędy! x

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz